sobota, 29 czerwca 2013

Powrót i od razu prezenty :)

Witam wszystkich zaglądających i od razu przepraszam, że tak długo mnie tutaj nie było! Niestety przyczyny są trzy: problem z internetem, sprawy wokół pracy magisterskiej i nauka do jej obrony. 
Ale...udało się!! I jestem już magistrem w swojej dziedzinie (czy takim z prawdziwego zdarzenia czas pokaże ;P)
Z okazji ukończenia studiów dostałam od rodziców książkę: 
Cywilizacja. Zachód i reszta świata - Niall Ferguson 
a więc będę czytać i się dokształcać :)
Poza tym, bardzo miły prezent otrzymałam od Eli - Smoczycy: http://jaskiniacafe.blogspot.com/2013/05/zapraszam-na-candy.html#comment-form. Piękna zielona bransoletka, wygrana w candy była miłym prezentem od samego rana a na dodatek czekolada, która osłodziła mój kiepski dziś nastrój.


A tak zielona bransoletka wygląda na mojej ręce:
Elu - ślicznie dziękuję Ci za ten wspaniały upominek!!

A co poza tym działo się u mnie przez ten długi miesiąc? W ramach przerw między nauką oprócz relaksu w formie gimnastyki, dbając o nasze pełne brzuszki zimą, narobiłam dżemów. Oczywiście z truskawkami! :) Oprócz samej truskawki, eksperymentowałam z dżemami truskawkowo - kawowymi i truskawkowo - bananowymi. Oto jedynie część mojej produkcji:


 Poza dżemami truskawkowymi zrobiłam także dżemy rabarbarowe: z laską wanilii oraz drugi rodzaj z sokiem i skórką pomarańczową. Wszystkie są pycha i nie mam pewności co do tego, czy doczekają zimy :)

czwartek, 6 czerwca 2013

Intensywna produkcja różności

Dzisiaj dużo zdjęć, zarówno prac manualnych, jak i kulinarnych. Zaczynamy od dzisiejszego śniadania, na które przygotowałam sobie owsiankę z ziarnami amarantusa, pod pierzynką z bitej śmietanki (nie tej ze sprayu, ale własnoręcznie ubijanej; uważam że taka jest najlepsza), mrożonych malin i soku malinowego, który uchował się jeszcze w spiżarce z zeszłego roku. Dwa słoiczki soku odnalezione zupełnie przypadkiem wśród innych zapasów :) Miła to niespodzianka. Niestety zdjęcie z telefonu niezbyt udane.


 Następnie zapraszam Was na tartę rabarbarową z rodzynkami w rumie, pod pierzynką bezową:
Tak prezentuje się całość (powyżej), a poniżej pokrojone już kawałki:



Tarta jest wczorajszym deserem robionym zupełnie spontanicznie. Nawet kilka osób, które do nas po południu wpadły, załapało się akurat na nią. Podobno smakowała, pisze podobno, bo tak mnie podsumowali. Ale mnie również smakowała, a lubię trochę powybrzydzać ;P (ale tylko tak czasami, haha)

Kolejny mój ostatni wytwór to aniołek z masy solnej, z elementami decoupage (różyczki na sukieneczce), a właściwie został przeze mnie teraz pomalowany, bo ulepiony czekał na zapełnienie barwami.



Aniołek jest częścią "Anielskiej ściany", którą stworzyła moja mama, tzn. powywieszała większość aniołów robionych przeze mnie lub "kiedyśtam" kupionych. Było ich o wiele więcej, ale rozdałam je jako prezenty bądź sprzedałam. Oto "Anielska ściana":
Część aniołów jest z masy solnej, są i drewniane, a także niektóre wstążkowe.
Oprócz aniołka jeszcze taki mały gadżet do kuchni:


Winogrono a masy solnej. Długo szukałam mu miejsca i w końcu padło na ceramiczna puszkę na bakalie. Myślę, że winogrono stanowi ciekawa ozdobę, zwłaszcza, jeśli do puszki wsypie się rodzynki.

Pisałam, że dziś dużo zdjęć, więc wrzucam jeszcze przy okazji fotkę bukietu fioletowych dzwonków.
 I zbliżenie:

Obrazek wisi na boazerii, tam gdzie aniołki, więc zdjęcie zrobione tak przy okazji, choć już od jakiegoś czasu planuję powrzucać na bloga zdjęcia moich wyszywanek, bo sporo już się tego nazbierało przez niemal 20 lat. 
O jejku, to już tyle czasu?? 
No fakt, taka prawda, w końcu zaczynałam jako 6-latka :D

niedziela, 2 czerwca 2013

Glina part 2. i "Kevin sam w domu" ;D

Witam wszystkich w tę pogodną (nareszcie!!) niedzielę!! :) Całe szczęście, że się wypogodziło, słońce fajnie przygrzewa, jednak ja mam dziś kiepski nastrój i co najśmieszniejsze, nie mam pojęcia dlaczego. Dla rozładowania atmosfery zrobiłam kilka fotek dzieł mojej mamy ulepionych z gliny. Są to miski - szkliwione na kolorowo. Według mnie to piękne cuda, świetnie komponujące się z wystrojem mieszkań. A co najważniejsze - jedną dostałam w prezencie!! :) Tę czerwono - stalową i niezmiernie się z niej cieszę! Idealnie pasuje na stoliku w moim afrykańskim pokoju (urządzonym w takim stylu).  Dzisiaj sporo zdjęć :)


 Miska w sam raz na cukiery:

A poniżej mój prezent. I zielony kotek mojej produkcji, czyli ulepiony z masy solnej.


Hmmm, a wiecie dlaczego w tytule posta jest tytuł filmu, w dodatku bożonarodzeniowego? Notabene najbardziej popularnego i chyba przez niektórych znienawidzonego za ilość jego wyświetlania, czyli pierwsza część Kevina. Bo pisząc tego posta właśnie go oglądam, haha ;P 
Nie ma akurat nic ciekawszego w tv, a już tak dawno go nie oglądałam, że aż z tego wszystkiego zaczęłam oglądać. A tak podsumowując, to przecież zaraz mamy lato! Brzmi śmiesznie, ale taka jest prawda, że jako małe dziecko, to był jeden z moich ulubionych filmów.

Jeszcze pokaże wam jaką surówkę przygotowałam do niedzielnego obiadu. Ostatnio kupiłam selera naciowego i zrobiłam z niego surówkę tarchomińską "Zielona Magda", dziwna nazwa, ale zaczerpnęłam ją z książki z "Sałatkami na cztery pory roku", którą dostałam kiedyśtam od mamy. 

Przepis na surówkę tarchomińską "Zielona Magda": 
1 duży seler korzeniowy
1 średnia pietruszka w korzeniu
2 - 3 łodygi selera naciowego
garść posiekanych orzechów włoskich, arachidowych lub migdałów, uprażonych na suchej patelni
sok z cytryny lub ocet winny
2 duże kwaskowate jabłka
garść posiekanej zieleniny (natka pietruszki)
4 - 5 łyżek oliwy lub dobrego oleju
sól, cukier do smaku

Jak wykonać: Seler wyszorować i ugotować z pietruszką w osolonej wodzie z dodatkiem 1  łyżeczki soku z cytryny lub octu (seler i pietruszka powinny pozostać jędrne). Obrać i zetrzeć na tarce o grubych otworach, skropić sokiem z cytryny, aby nie ściemniały.
Seler naciowy drobniutko poszatkować. Jabłka obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach, również skropić sokiem z cytryny i wymieszać z selerem. 
Dodać oliwę i posiekaną zieleninę, orzechy, ewentualnie sok z cytryny, dobrze wymieszać i doprawić do smaku.
Wstawić na trochę do lodówki, aby smaki się "przeszły", wtedy surówka jest smaczniejsza. Smacznego!
Świetna do obiadu jako dodatek do ziemniaków, mięs, a także jako przekąska zamiast owoców czy warzyw.

sobota, 1 czerwca 2013

Dzień Dziecka

Zawsze obchodzę Dzień Dziecka bo jest okazja do świętowania ;P A taki dzień musi być słodki. U mnie też było na słodko i wszyscy w domu odchodziliśmy święto dzieci. Na deser przyrządziłam dziś mus czekoladowy. A przepis znalazłam u Ewy Wachowicz tutaj. U mnie wyszło tak:


Mus rozlałam na 6 porcji i są takie w sam raz na jeden raz ;P
Gwarantuję, że deserek jest lekki, pyszny i taaaaaki puszysty! Aż rozpływa się w ustach!
Bawcie się dobrze kochani w ten dzień!

Mam kota na punkcie kota

Kociara! Tak, to ja! Dwa dni temu, w czwartek lał się z nieba deszcz. Zresztą jak codziennie od kilku dni. Żeby ten dzień jakoś przetrwać i nie zwracać uwagi na tę strasznie dołującą pogodę, zabrałam się za malowanie nowego obrazka. A ponieważ poprzedni malowany farbami olejnymi anioł, bardzo długo schnie, więc nowo nakładane kolory rozmazują się. Postawiłam teraz oczywiście na koty :). Trochę jako terapię na kiepski nastrój. Tak oto prezentowały się właśnie w czwartek:


Powyżej jeszcze bez pyszczków - wyglądają jak zjawy ;P Ale poniżej już ukończone dzieło wczoraj wieczorem:


Obrazek jeszcze nie oprawiony, czeka na dokładne wyschnięcie. Mam kilka wolnych antyram, więc wpakuję te koty właśnie w jedną z nich. 
Nie sądzicie, że te koty to trochę takie karykatury? Taki był co prawda zamiar - namalowania koślawych kotów ;) W planach są kolejne koty, ale zobaczymy czy czas pozwoli.
A czy któreś z was ma swojego kociaka? Pochwalcie się :) Może któreś z was tez jest takim miłośnikiem kociaków? Czekam na wasze komentarze,może jakieś zdjęcia kociaków :)

Dużo uśmiechu z okazji Dnia Dziecka wszystkim dzieciom i każdemu, kto choć trochę czuje w sobie małe dziecko! W końcu wszyscy jesteśmy po trosze dziećmi :)